Okiem tatusia

O gotowaniu na niby i brudnej sokowirówce

Dialog rodzica z dwulatkiem przy zabawie klockami:

– Czas na zupkę! Odkładamy zabawki i idziemy do kuchni.

– Nie.

– Chodź na zupkę.

– Nie.

– Już czas na obiadek.

– Nie.

– Nie jesteś głodna?

– Nie.

– A może wybierzemy warzywka z twoich klocków i pójdziemy do kuchni ugotować z nich zupkę?

– Taaaaaaaak!

Jestem zaskoczony, poszło łatwiej, niż się spodziewałem. Warzywka oczywiście są niewidzialne, a widzialna zupka wymaga tylko wyjęcia z lodówki i podgrzania. Ale zabawa się rozpoczęła. Marchewka, pietruszka, koncentrat pomidorowy, makaronik. Córcia radośnie podaje mi wszystkie składniki. Mieszamy, próbujemy… gotowe! Jemy.

Oczywiście, że można razem ugotować prawdziwą zupę. Ale opisuję to dlatego, że DO ZABAWY NIE JEST TO KONIECZNE. W zabawie chodzi o to, żeby być razem.

Rozmawiałem ,,w piaskownicy” z pewnym tatusiem, nauczycielem. Mówił, że mają na placu zabaw przed swoją szkołą takie drabinki, drążki, na których można się podciągać i ćwiczyć jak na siłowni. I on na przerwach czasem tam chodzi. A uczniowie są zachwyceni. Usłyszał kiedyś od nich, że jest ,,bardzo fajnym nauczycielem, bo się tak razem z nimi bawi.”

Potrzeba naprawdę niewiele…

Podstawowa sprawa, to obecność. Róbmy coś razem, a na pewno zaraz będzie wesoło… Weźmy dla przykładu takie zmywanie po obiedzie (ambitny przykład, co w tym fajnego :)). Nie sądziłem, że wspólne mycie sokowirówki przyniesie aż tyle radości. Soczek już nie był z wymyślonych marchewek i zmywanie było całkiem realne. Te wiórki się tak lepią… zaraz, zaraz. Eureka!

PS.

(gdyby głowa nie chciała się trzymać, można użyć wykałaczki…)

1 thought on “O gotowaniu na niby i brudnej sokowirówce

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.