Rodzina

Smak codzienności

Zapach domowego chleba, smak ciasta drożdżowego, koniecznie z kruszonką… Pierogi, gołąbki, kulebiaki i kompot zamiast napoju ze sklepu… Są w naszym życiu pewne smaki, które nieodmiennie kojarzą nam się z ciepłem domu, z mamą krzątającą się po kuchni, z radością, spokojem. Te smaki wracają do nas nawet po wielu latach i przywodzą na myśl piękne momenty, gdy byliśmy bezpieczni i tacy swojscy.

Teraz życie toczy się jakby szybciej niż dawniej. Coraz rzadziej mamy czas na zrobienie pierogów, czy knedli. O ile łatwiej kupić drożdżówkę i pobiec ku kolejnym obowiązkom, niż czekać aż zaczyn wyrośnie, aż ciasto podwoi objętość… a na koniec aż spokojnie ostygnie w piecu, żeby nie opadło. Kogo dzisiaj „stać” na luksus pieczenia chleba, na myślenie co do niego jest potrzebne i planowanie ile czasu będzie wyrastał.

Nie, nie będę pisała o kulinariach. Ale o tym, że często nad wieloma sprawami przechodzimy zbyt szybko, bardzo łatwo zamieniamy rzeczy cenne na po prostu „nawet niezłe”. W pośpiechu, a może nawet w gonitwie codzienności nie zdążamy dostrzec tych momentów, które budują w nas poczucie radości, spełnienia.

Dzisiaj w „Klubie Mam”, do którego chodzę, prowadząca temat osoba powiedziała o takim zatrzymaniu się. Niejako stop – klatce, trwającej ułamek sekundy, ale pozwalającej dostrzec radości w zwykłej egzystencji. Mamusie często są pochłonięte mnóstwem rzeczy, które właściwie nie mają końca. Ciągle i nieustannie trzeba zrobić obiad, posprzątać, wyprać, wyprasować, wyjść po zakupy i na spacer. Staje się to często naszym codziennym bagażem, który ledwo niesiemy i mamy wrażenie, że nigdy tak naprawdę się nie skończy. Bo nawet, gdy posprzątamy, to najdalej za kilka dni znów będziemy musiały zacząć od początku. Jeden obiad nie starczy na cały miesiąc, a wyprane ubrania po wizycie w piaskownicy możemy znów włożyć do kosza na brudy.

A można na to wszystko spojrzeć z innej strony. Możemy dostrzegać te krótkie chwile radości, zupełnie zwykłych radości i sycić się nimi. Zatrzymać się na chwilkę nad pięknie ubraną córcią i po prostu ją popodziwiać. Poczuć całą sobą smak świeżych ogórków i pomidorów. Takich zwyczajnych w sałatce, ale tak orzeźwiająco pachnących po zimie. Możemy wreszcie uśmiechnąć się do ukochanego dziecka, chociaż właśnie umazało się całe zakazaną czekoladą przed obiadem i zamiast nakrzyczeć zapytać, jaki miała smak… bo musiała być naprawdę wyjątkowa 🙂

A do tego (to też słowa jednej z uczestniczek dzisiejszego spotkania) siąść naprzeciwko męża i zupełnie bez pośpiechu popatrzeć w jego oczy. W te oczy, które przecież tak kochamy. I ogarnąć go swoim spojrzeniem i swoją miłością.

Codzienność nie musi być szara. Może mieć smak świeżego domowego chleba (pewnie w niejednym domu byłaby to prawdziwa niespodzianka dla rodziny), zapach polnych kwiatów i blask wiosennego słońca. To zależy od nas i od tego, czy włożymy wysiłek w to, by dostrzegać smaki, zapachy i kolory… sami ze sobą zawalczymy o te drobne, odprężające radości, które zupełnie nic nie kosztują, a wnoszą tyle światła i dobra w życie rodzinne.

2 thoughts on “Smak codzienności

  1. O tak! Dobrze napisałaś!
    Tylko musimy pamiętać, że w to trzeba właśnie “włożyć wysiłek”, “zawalczyć” o to. Bo zbyt często wydaje nam się, że to się powinno po prostu wydarzyć. Zamiast czekać, aż nam się stanie coś dobrego, zróbmy to 😀 (czy też po prostu – dostrzeżmy).
    Uściski!

  2. Zgadza się. Często też się zdarza, że przytłoczeni “życiem” potrafimy już tylko narzekać na nie. A gdy podejmiemy wysiłek, by zobaczyć te “smaczki” każdego dnia, to okaże się, że więcej mamy powodów do wdzięczności, niż do narzekania 🙂

Skomentuj Kasia Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.