Rodzina

Być mamą świętego

Nigdy nie sądziłam, że będę kiedykolwiek pisała tekst o takim tytule. Tym razem będzie bardzo osobiście. Stwierdziłam jednak, że jeżeli ten tekst nie powstanie, to już żaden więcej tutaj się nie pojawi. Po prostu nie mogę uniknąć najważniejszego w tym momencie dla mnie tematu.

Dorastanie do rodzicielstwa trwa całe życie. Razem z naszymi dziećmi uczymy się. Wraz z dojrzewaniem naszych pociech i my dojrzewamy. Dla mnie ostatnie miesiące były przyspieszonym kursem dojrzewania. Moje młodsze dziecko już jest w niebie. Franuś urodził się w 25 tygodniu ciąży i po 24 dniach życia na ziemi odszedł do Pana. Mam święte dziecko.

Ponieważ został ochrzczony trzy godziny po narodzinach mam pewność, że jest już w ramionach dobrego Boga. Cel wychowywania dzieci na ziemi został osiągnięty w sposób niemal błyskawiczny. Doprowadziliśmy Franusia do nieba. Teraz my próbujemy dojrzeć do tego, by cieszyć się jego szczęściem.

Króciutkie życie naszego Synka jest dla mnie (dla nas) niesamowitą nauką, którą pewnie będę próbowała całe życie pojąć. Po pierwsze jednoznacznie wskazuje na to, co jest najważniejsze: na Boga. Muszę na nowo uwierzyć. Jeszcze mocniej zaufać, że jak to powiedział nam o. Adam Szustak: „My nie wierzymy w śmierć”. Dokładnie tak. Moje dziecko żyje z Bogiem. Mogę płakać z tęsknoty, ale skoro wierzę w Boga, to cieszę się, bo Franek jest już tam, gdzie my dopiero idziemy. To co piszę ładnie brzmi jak się o tym mówi… dużo trudniej przeżywa się to czując pustkę w ramionach. Ale albo wierzę, albo nie. Więc wierzę. I ufam, że w niebie moje Maleństwo jest wytulone i wycałowane tak, jak ja bym nigdy tego nie potrafiła. Wierzę też, że on już jest dużo bardziej dojrzały w swoim człowieczeństwie niż ja. I mogę prosić mojego synka, żeby mi pomagał wierzyć i ufać.

A po drugie: dzieci są darem, ale nie są własnością. Bóg daje nam dzieci niejako na „przechowanie”. Mamy je wychować i pozwolić im odejść. Nie wiemy ile mamy czasu na wychowywanie ich. My dla Franusia mieliśmy 24 dni. Cudowne 24 dni. Niezapomniane. Mam nadzieję, że i Joasię i nasze przyszłe dzieci będziemy mieli na dłużej. Ale nie my o tym decydujemy. Dlatego uczę się cenić, kochać i cieszyć każdą chwilą. I nie trzymać dla siebie, tylko wychowywać po to by samodzielnie poszło dalej samo. Czy to w życie, czy w Życie…

A na koniec podzielę się z Wami jeszcze jednym doświadczeniem. Zaraz po śmierci Frania wołałam do Boga: „Jak mogłeś mnie nie wysłuchać? Gdzie jesteś?” Minęły dwa miesiące. Od tamtego czasu Pan Bóg spełnił już kilka moich próśb… tak jakby chciał mi odpowiedzieć: „Wysłuchuję Cię. Jestem obok Ciebie. Wiem co robię.” Wierzę, że On wie… choć ja nie rozumiem i tęsknię.

2 thoughts on “Być mamą świętego

  1. Dziękuję Ci za stoją otwartość i dojrzałość. Pięknie piszesz. Bardzo to wszystko trudne. Mam nadzieje ze uda nam sie spotkać i pogadać jak baba z babą 😉 Ucalowania na święta!

Skomentuj Gosia Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.