Przed ślubem

Być powołanym

Czasami czujemy, że Bóg przemawia do naszego serca jakimś pragnieniem. Moja Przyjaciółka śmieje się, że ja od niemowlęctwa pragnęłam być żoną i mamą. To prawda. Od kiedy pamiętam marzyłam o tym. Długo pozostawało to tylko marzeniem. W międzyczasie kolejni spowiednicy sugerowali, żebym nie przywiązywała się tak bardzo do tych moich planów, bo Pan Jezus może mieć inne względem mnie. Starałam się więc pytać i szukać odpowiedzi. W modlitwie pytałam Boga: co mam robić? Gdzie mnie potrzebujesz? I słyszałam niezmiennie odpowiedź: będziesz żoną i mamą, tam Cię poślę. Ale choć odpowiedź była jasna, to nauczono mnie, że spowiednik jest wysłannikiem Jezusa… więc nie dowierzałam, gdy Pan mówił wprost do mojego serca. Ale choćbym nie wiem ile razy próbowała chcieć życia zakonnego… nic takiego zapragnąć nie mogłam. Cała ja buntowała się, bo czułam się, jakbym zakładała na siebie dziwnie powyginany pancerz… zupełnie do mnie nie pasujący. Więc pytania znów wracały.

Wreszcie kolejny spowiednik wysłał mnie na rekolekcje ignacjańskie, żebym rozeznała powołanie. W domyśle: do życia zakonnego. Fundament, pierwszy tydzień i upragniony tydzień drugi. I znów mocne (do dziś pamiętam i odczuwam tą wielką radość) potwierdzenie: będziesz żoną i mamą.

A później minęło kilka lat. Różne osoby po drodze i różne spotkania. Nic nie wskazujące na możliwość dobrego, katolickiego małżeństwa. Kilka lat gdy tym razem Jezus mnie pytał: czy ufasz mi? Znajdę Ci najlepszego, tylko ufaj. Nie powiem, żebym czekała z założonymi rękami. Ale moje poszukiwania jak zwykle spełzały na niczym. Aż wreszcie kolejny (już czwarty) tydzień rekolekcji ignacjańskich i moje wielkie wołanie do Boga: już dłużej nie dam rady czekać! Ale nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie.

Miesiąc później poznałam mojego Męża. Od razu wiedziałam, że to on i ze wzajemnością. Im dłużej się znaliśmy, tym bardziej byliśmy pewni, że Pan Bóg przez ostatnie lata prowadził nas ku sobie. Przeszliśmy długą drogę, ale była ona potrzeba. Dzisiaj bardziej ufamy Bogu. A ja namacalnie doświadczyłam, że Bóg przemawia do serca. Mówi przez nasze pragnienia, o ile są one dobre. Nigdy nie przeczy sam sobie i jak coś obiecuje, to obietnicę wypełnia.

Takie jest moje świadectwo. A dziś zaczęłam czytać “Dzienniczek” s. Faustyny. I odkryłam, że taka droga nie była tylko moja. Oczywiście nie porównuję siebie ze świętą. Ale Bóg wprost przemawiał do jej serca. I powoływał do życia zakonnego. I choć zgodnie z wolą rodziców próbowała znaleźć radość w innym życiu –  tam nie spotykała Boga.

Powołanie jest tajemnicą. Należy do Boga. Ale zawsze jest tym, w czym spełnia się nasze serce. Jestem przekonana, że drogi mogą być różne. A jednak jeśli szczerze chcemy wypełnić to, do czego jesteśmy stworzeni, to Pan nie pozwoli nam się pomylić. Chyba, że zaczynamy iść swoją drogą nie zważając na drgnienia serca, na sumienie, na ten wewnętrzny Głos. Uczono mnie: sumienie jest to wewnętrzne sanktuarium człowieka w którym spotyka się sam na sam z Bogiem. Warto często się tam spotykać. I rozmawiać ze swoim Bogiem: Panie do czego mnie stworzyłeś? Jak najlepiej mogę Ci służyć? W której drodze moje serce dozna spełnienia, tak, że już nic innego pragnąć nie będę?

W tym temacie ważna jest jeszcze jedna sprawa: pokój serca. Jacques Philippe w książce “Strumienie wody żywej” pisze: ” (…) w tym wszystkim, co dotyczy naszych pragnień, naszych chęci, znakiem, iż jesteśmy na drodze prawdy, że pragniemy zgodnie z Duchem Świętym, nie jest wyłącznie fakt, że upragniona rzecz jest dobra, chodzi także o to, byśmy trwali w pokoju. Pragnienie, które oddala pokój,  nawet jeśli rzecz upragniona jest doskonała sama w sobie, nie pochodzi od Boga. Należy chcieć i pragnąć, ale w sposób wolny i oderwany, przy zdaniu się na Boga, aby spełniła te pragnienia wtedy, gdy sam zechce, i tak, jak sam zechce. Wychowanie serca w tym nastawieniu jest niezwykle ważne dla duchowego postępu. To Bóg dźwiga w górę, to On nawraca, a nie nasze podniecenie, nasz pośpiech i nasz niepokój.”

Pokój serca jest tematem długim i ważnym, w tym momencie chciałabym zasygnalizować tylko jeden jego aspekt: powiązanie z rozpoznawaniem powołania. Jeżeli próbujemy poznać, usłyszeć od Pana Jezusa do czego zostaliśmy stworzeni, w czym najpełniej rozkwitniemy na chwałę Bożą, to pokój serca jest warunkiem koniecznym. Bóg pragnie do nas mówić, ale według prawidłowości życia duchowego dla duszy postępującej ku dobru Bóg wprowadza niepokój, gdy zbaczamy z właściwej ścieżki, ale daje pokój serca wtedy, gdy podążamy zgodnie z Jego wolą.

I na koniec jeszcze jedno słowo do zniechęconych, którzy już długo czekają na wypełnienie Bożej obietnicy: Nie lękaj się! Słowo Boże jest skuteczne i kiedy Bóg obiecuje, dotrzymuje słowa. On jeden zna najlepszy czas. Nie lękaj się, lecz ufaj Mu, a nie zawiedziesz się!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.