Przed ślubem

Bez różnicy?

Młoda kobieta i młody mężczyzna mają się pobrać za 4 miesiące. Oboje wierzący, praktykujący, ogólnie mówiąc z tych, którzy „udzielają się” w Kościele. Poznali się zresztą dzięki jednej z takich działalności. Decydują się zamieszkać razem już na 3 miesiące przed ślubem. Narzeczona pytana o powód: „Bo mamy możliwość wynajmu takiego fajnego mieszkania. A ja tam się boję sama mieszkać.” Podobno dostała na to „zgodę” spowiednika. Oczywiście nie zamierzają współżyć do ślubu. Czy wobec tego, czy jest o co robić problem? Przecież grzechem jest przedmałżeński seks. Więc samo mieszkanie nie powinno nikomu przeszkadzać.

Czy tak faktycznie jest? Co się zmienia w chwili ślubu? Czy zatem może ślub jest tylko oficjalnym pozwoleniem na podjęcie współżycia?

Zawarcie sakramentalnego związku małżeńskiego, wypowiedzenie przed Bogiem i Kościołem słów ślubowania małżeńskiego zmienia całą rzeczywistość tych dwojga ludzi. Jeszcze minutę przed ślubowaniem byłam osobą wolną… a minutę, a nawet sekundę po stałam się małżonką jednego męża do śmierci. To zmienia absolutnie wszystko zwłaszcza pod względem duchowym. Staję się kimś innym. “Głęboka wspólnota życia i miłości małżeńskiej, ustanowiona przez Stwórcę i unormowana Jego prawami, zawiązuje się przez przymierze małżeńskie… Sam bowiem Bóg jest twórcą małżeństwa” (Sobór Watykański II, Gaudium et spes 48) Małżeństwo będąc nie tyle zmianą stanu cywilnego co powołaniem nie może nie zmieniać radykalnie mojego życia. Chrystus powołując mnie do bycia żoną wezwał mnie nie tylko do życia z moim mężem dzień po dniu, wezwał mnie do przeogromnej miłości, szalonej miłości na Jego wzór. Do miłości, która jeśli zajdzie taka potrzeba, to odda życie. I to do takiej miłości mojego męża, który jest również słaby i grzeszny jak każdy człowiek. (Choć muszę przyznać, że mam naprawdę dobrego męża. I piszę to w chwili, gdy jestem na niego zła, więc to na pewno jest prawda ˘) Tak więc przyrzeczenie małżeńskie niejako stwarza we mnie żonę, a w moim mężu męża. Przed tym przyrzeczeniem ani ja żoną nie byłam, ani on mężem. Różnica jest w istocie rzeczy oraz w przyjęciu na siebie zobowiązań, odpowiedzialności. Zewnętrznie może ona być niezauważalna. Duchowo zmienia wszystko.

Myślę, że my wierzący powinniśmy dawać o tym świadectwo… choćby to było bardzo niewygodne, czy drogie. Te niewygody, trudy, czasem faktycznie ogromne, nie są daremne. Nie mówimy bowiem o sprawie małej wagi. Ochrona bowiem instytucji małżeństwa nie jest drobiazgiem, który możemy lekce ważyć. Co więcej tu nie chodzi tylko o kwestię zachowania cnoty czystości (choć to bardzo istotne!), tu chodzi o to, że od tego momentu wszystko się zmienia. Wspólne zamieszkanie podkreśla tę różnicę. Pozwala widzialnie (a przecież jako ludzie potrzebujemy widzialnych znaków) zobaczyć tę duchową zmianę. Tak więc wychodzę jako narzeczona z mego panieńskiego domu, a jako żona wchodzę (bądź jestem wnoszona przez męża) do wspólnego domu, do naszego nowego, wspólnego życia. Zmienia się całe życie. Ważne, aby wziąć to sobie mocno do serca i tym mocniej ukochać tego Ślubnego 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.